Wybierz język

Polish

Down Icon

Wybierz kraj

Russia

Down Icon

Jak zadziała ochrona zdrowia, jeśli wybuchnie wojna? Tomczyk: fikcja, w której żyje wiele osób

Jak zadziała ochrona zdrowia, jeśli wybuchnie wojna? Tomczyk: fikcja, w której żyje wiele osób
  • W listopadzie minister obrony ma ogłosić program ochrony przed dronami. Jak zapewnia wiceminister Cezary Tomczyk, program obejmie "efektory kinetyczne", zakłócanie, rozwiązania elektromagnetyczne i systemy rozpoznania.
  • Polityk komentuje też zapowiedź Ursuli von der Leyen o utworzeniu europejskiego muru dronowego: - Sama idea - choć ciekawa i słuszna - na ten moment nie zapewnia konkretnych narzędzi.
  • Tomczyk zdradza też szczegóły umowy podpisanej przez MON z amerykańską spółką Palantir. - Każdy chce mieć Polskę w portfolio - mówi portalowi WNP.
  • Deklaruje też, że w KPRM trwają pracę nad strategią walki z dezinformacją.
  • Wiceminister chciałby, aby Polska do 2030 roku pozyskała pierwszego satelitę telekomunikacyjnego. Ten zakup ma znaleźć się na liście programów finansowanych z unijnego programu preferencyjnych pożyczek na obronność, który znany jest jako SAFE.

Czy na ten moment mamy się bać bardziej rosyjskich dronów, czy jednak polskich, które spadają w ramach testów? Pod koniec października dron z Wojskowych Zakładów Lotniczych numer 2 w Bydgoszczy spadł na zaparkowane w Inowrocławiu auta.

- To nietrafione porównanie. Po pierwsze, za naszą wschodnią granicą toczy się wojna - to realne zagrożenie dla Polski. Po drugie, mamy obecnie dużą armię i intensywne testy sprzętu: każdego dnia w Polsce ćwiczy około 60 tys. żołnierzy. Przy takiej skali ćwiczeń i testów incydenty się zdarzają - nie można ich ignorować, ale trzeba je rozróżniać od zagrożeń wynikających z działań przeciwnika.

Chce pan po prostu powiedzieć, że wypadki będą się zdarzały?

- Testujemy uzbrojenie - to nie harcerstwo. Musimy jednak minimalizować ryzyko i wyciągać wnioski po każdym incydencie. Budujmy odporność społeczną również w tym zakresie.

W listopadzie program ochrony przed dronami. Pierwsze efekty od lutego

MON zapowiada duże inwestycje w obronę przed dronami, takie obietnice padają co kilka tygodni. Poprosimy o konkrety.

- W listopadzie ogłosimy nowy, szeroki program ochrony przed bezzałogowymi systemami uzbrojenia - największy w Europie, jeśli pominąć Ukrainę. Pracujemy nad nim od miesięcy: badamy rynek i konsultujemy się z krajowym przemysłem. W tym celu uruchomiliśmy Inspektorat Wojsk Bezzałogowych Systemów Uzbrojenia.

Dostosowaliśmy też prawo: najmniejsze drony przestały być traktowane jak statki powietrzne, a zostały sklasyfikowane jako sprzęt codziennego użytku - to ułatwia ich neutralizację oraz usprawnia przeprowadzanie szkoleń wojskowych. Zmieniliśmy prawo zamówień publicznych, żeby projekt mógł zostać sprawnie zrealizowany. Przedstawimy szczegóły, gdy ostatnie prace zostaną zakończone.

Czyli znowu zapowiedzi.

- Krok po kroku modernizujemy armię i w kolejnym miesiącach ogłaszamy kolejne kontrakty.

To będą programy dronowe czy antydronowe?

- Budujemy wielowarstwowy system bezpieczeństwa. Dziś mamy w Polsce systemy obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej - Wisła, Narew, Pilica i Pilica Plus - one odpowiadają za neutralizację najbardziej skomplikowanych i najgroźniejszych zagrożeń w powietrzu.

Zestaw przeciwlotniczy bardzo krótkiego zasięgu Pilica. Fot. Materiały prasowe / ZOOM MON / sierż. Aleksander Perz/18 DZ
Zestaw przeciwlotniczy bardzo krótkiego zasięgu Pilica. Fot. Materiały prasowe / ZOOM MON / sierż. Aleksander Perz/18 DZ

Natomiast wnioski z Ukrainy są oczywiste: trzeba uzupełnić ochronę od dołu, czyli zbudować warstwę dedykowaną głównie dronom i bardzo małym bezzałogowym zagrożeniom. Tu nie ma alternatywy "drony albo antydrony". Tworzymy kompleksowy, uzupełniający się system. Robimy to w sposób, którego w Europie jeszcze nie było.

To będzie zestrzeliwanie dronów czy zakłócanie? Czy może jedno i drugie?

- Nie ma jednego narzędzia, które rozwiąże wszystkie problemy. Duże systemy - na przykład bezzałogowce typu Shahed zestrzeliwuje się - ich się nie zakłóca, bo to zwyczajnie nie działa. Zakłóca się najmniejsze drony, ale tylko w sytuacji, gdy nie są podłączone przewodowo, np. światłowodem. Dlatego budujemy system, w którym działa kilka efektorów jednocześnie: od klasycznych efektorów kinetycznych, przez zakłócanie, po rozwiązania elektromagnetyczne i systemy rozpoznania. Właśnie w takich kategoriach myślimy - kompleksowo, wielowarstwowo i nowocześnie. To jest kierunek, który wdrażamy.

Jak ten projekt koresponduje z zapowiedzią Ursuli von der Leyen o budowie "muru dronowego" na wschodniej granicy Unii Europejskiej?

- Co do idei - oczywiście jesteśmy na tak. Na ten moment realne narzędzia to budżet MON, Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych, program SAFE oraz działania NATO, w tym operacja Eastern Sentry. To są instrumenty, które pozwalają nam budować zdolności obronne tu i teraz. Sama idea europejskiego muru dronowego - choć ciekawa i słuszna - na ten moment nie zapewnia konkretnych narzędzi. Czekamy na te narzędzia.

Czyli za zapowiedzią z przemówienia o stanie Unii Europejskiej nie poszły żadne konkrety?

- SAFE jest unijnym konkretem o gigantycznym potencjale. Traktujmy te instrumenty łącznie.

Na jaki okres będzie rozpisany projekt, który ogłosi minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz?

- Rozwiązania będą wdrażane kolejno w perspektywie: 3, 6, 12 i 24 miesięcy. Oznacza to, że pierwsze, operacyjne zdolności pojawią się już po trzech miesiącach. A cały program zamierzamy zrealizować w ciągu dwóch lat. To bardzo ambitny plan.

Na ile prawdziwe są przesłuchy, że przy projekcie będzie współpraca ze stroną ukraińską?

- Współpracujemy ze stroną ukraińską w wielu obszarach. Nie wszystko mogę ujawnić publicznie, ale istotne jest to, że wsparcie sojusznicze i wymiana informacji przekładają się na praktyczne korzyści przy budowie naszych zdolności. Ponadto w ramach operacji Eastern Sentry od sojuszników trafiają do nas różnego rodzaju rozwiązania i wyposażenie. Mamy też zaawansowane formy współpracy ze stroną amerykańską, o których w tej chwili nie mogę mówić więcej, ale one również będą wpływać na realizację naszego planu budowy zdolności obronnych.

Podsumowując: budujemy system, którego nikt w Europie nie ma. Jeśli dodamy do tego program Wisła, Narew, Pilica i Pilica Plus, to za 3-5 lat będziemy mieli już kompletny, najnowocześniejszy system obrony przeciwrakietowej, przeciwlotniczej i antydronowej w Europie.

Kto będzie walczył z Rosyjską dezinformacją? MON "tylko w zakresie wojskowym"

Kiedy Polska doczeka się strategii walki w wojnie hybrydowej, w tym walki z dezinformacją?

- Prace nad strategią przeciwdziałania zagrożeniom hybrydowym - w tym nad narzędziami walki z dezinformacją - prowadzone są w formule międzyresortowej. Koordynację prac sprawuje Kancelaria Prezesa Rady Ministrów we współpracy z Ministerstwem Cyfryzacji, Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz przy udziale MON tam, gdzie strategia dotyczy aspektów obronnych i kontrwywiadowczych. MON szczególnie koncentruje się na komponentach kontrwywiadowczych i ochrony systemów krytycznych.

Wyrzutnia rakiet systemu obrony powietrznej Narew. Fot. Materiały prasowe / ZOOM MON / sierż. Aleksander Perz/18 DZ
Wyrzutnia rakiet systemu obrony powietrznej Narew. Fot. Materiały prasowe / ZOOM MON / sierż. Aleksander Perz/18 DZ

Czyli MON będzie podejmować bardziej aktywną rolę w sferze walki informacyjnej?

- Tylko w zakresie wojskowym.

To znaczy?

- Najprościej przedstawić to przez analogię do cyberbezpieczeństwa. W Polsce funkcjonują różne zespoły CSIRT - wyspecjalizowane jednostki reagowania na incydenty. CSIRT MON odpowiada za cyberbezpieczeństwo w zakresie obrony narodowej, sił zbrojnych i infrastruktury wojskowej. Podobnie będzie w obszarze walki informacyjnej.

Nasze działania koncentrują się na zagrożeniach wymierzonych w wojsko i próby ingerowania w zdolności obronne państwa. Nie zastępujemy instytucji odpowiedzialnych za walkę z dezinformacją w sferze cywilnej - współpracujemy z nimi, ale działamy w naszym, jasno zdefiniowanym obszarze odpowiedzialności.

Minister Kosiniak-Kamysz ogłosił podpisanie porozumienia o współpracy z Palantirem. Czego konkretnie będzie dotyczyło?

- Na razie to otwarcie możliwości współpracy i sprawdzenie, jakie rozwiązania możemy wspólnie rozważyć, jeśli pojawi się realna potrzeba.

Nie na każde podpisanie listu otwartego fatyguje się do Polski dyrektor generalny z Kalifornii.

- Nie, ale dziś każdy chce mieć Polskę w portfolio i pokazać, że współpracuje z polskim sektorem obronnym. Ambasadorowie z całego świata przyjeżdżają do nas z ofertami kolejnych firm. Jesteśmy otwarci, ale współpraca musi być na naszych warunkach. Priorytetem jest dla nas polski przemysł.

Zasada jest prosta: jeżeli jakiejś zdolności nie da się osiągnąć w Polsce, wtedy patrzymy na partnerów zagranicznych. Żeby móc to robić sensownie, podpisujemy listy intencyjne i umowy z klauzulami poufności – one otwierają nam dostęp do technologii, które możemy testować i dopiero potem decydować, co rzeczywiście powinno pojawić się na polskim rynku.

Palantir jest dzisiaj potentatem światowym, jeżeli chodzi o zarządzanie polem walki, o budowanie różnego rodzaju baz danych. Pamiętajmy też, że dowództwo NATO w Brunssum przeszło na system Maven, który jest pochodną Palantira. Trudno takiego partnera nie zauważyć i nie zastanowić się, co możemy razem zrobić.

Nie każdy musi wiedzieć, więc przypomnijmy, że Sojusznicze Dowództwo Sił Połączonych w Brunssum to jedno z trzech dowództw NATO na szczeblu operacyjnym i że odpowiada za tę część Europy, w której leży Polska. Chcemy jeszcze zapytać, jaki jest dalszy pomysł na rozwój Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni?

- Jesteśmy z nich dumni i będziemy dalej w nie inwestować. Liczę, że DK WOC będzie beneficjentem programu SAFE – do 12-13 listopada chcemy zamknąć naszą aplikację. W ramach tego programu chcielibyśmy m.in. pozyskać pierwszego polskiego satelitę komunikacyjnego.

"Rozwiązanie, które zmienia układ sił". Polska chce własnego satelity komunikacyjnego.

Jak odległa jest perspektywa wystrzelenia tego satelity i o jakich pieniądzach mówimy?

- Najpierw musi zapaść decyzja na poziomie resortu obrony, że to jest zdolność, którą chcemy budować. Wtedy będziemy mogli precyzyjnie określić harmonogram i skalę finansową. Dziś mówimy o kierunku i zabezpieczaniu narzędzi, które pozwolą nam tę zdolność stworzyć.

A to jeszcze taka decyzja nie zapadła?

- Kierunkowo tak, ale listę projektów w ramach programu SAFE dopiero finalizujemy. Chciałbym, żeby ta zdolność znalazła się w naszym zgłoszeniu, bo to rozwiązanie, które realnie zmienia układ sił. Mówimy o polskim satelicie - takim, którego nikt nam nie wyłączy i do którego nikt nie ma "czerwonego guzika". To podstawa suwerennej, bezpiecznej łączności państwa. Będzie to satelita geostacjonarny, cały czas "wiszący" nad naszym obszarem - narodowy, ale zdolny do współpracy z innymi systemami.

Równolegle budujemy alternatywy. System IRIS tworzony przez Komisję Europejską to narzędzie, w którym już uczestniczymy i chcemy uczestniczyć dalej.

Iris to taki unijny odpowiednik Starlinka. Konstelacja satelitów, które mają zapewnić łączność i dostęp do internetu, na razie w fazie budowy.

- To są satelity, które już są na niebie, a kolejne są w przygotowaniu. Zapewniają bardzo dużą przepustowość danych.

Dobrze, ale nadal nie wiemy, jaka jest perspektywa pozyskania polskiego wojskowego satelity telekomunikacyjnego?

- Perspektywa jest określona programem SAFE.

A program SAFE jest przewidziany do roku 2030.

- Tak jest.

Ile w przybliżeniu mógłby kosztować jeden satelita?

- To projekt wielomiliardowy. Mówimy o budowaniu państwowej zdolności satelitarnej i łącznościowej, więc z definicji jest to przedsięwzięcie dużej skali.

Jeden satelita czy więcej?

- To zależy, jakie będą możliwości i jakie potrzeby. Szczegóły zależą od wyboru kontrahenta.

Czy finansowanie z SAFE oznacza, że kontrahent będzie z Europy?

- Tak.

Czy to prawda, że 10 listopada mamy się spodziewać startu polskiego wojskowego satelity rozpoznawczego kupionego w polsko-fińskiej firmie ICEYE? Czy wiadomo, kiedy dokładnie wystartują nanosatelity z programu Piast, których start również był zapowiadany na listopad?

- Na tę chwilę ich start jest planowany na 10 listopada. Łącznie tego dnia mają polecieć cztery satelity. Tak się złożyło - trochę przypadkiem - że zarówno satelita ICEYE, jak i satelity programu Piast zostały umieszczone w jednym locie. Pierwotnie te starty miało dzielić kilka tygodni. To dla Polski przewrót "kopernikański". To będzie pierwszy historyczny polski satelita.

Jak będzie działać ochrona zdrowia jeśli wybuchnie wojna? "To jest fikcja, w której żyje wiele osób"

W połowie września MON ogłosiło utworzenie Dowództwa Wojsk Medycznych. Jak idzie jego formowanie?

- Pracowaliśmy nad tą koncepcją ponad osiem miesięcy. W Wojsku Polskim tworzenie koncepcji nie jest proste, ale kiedy już jest dopracowana, wdrażanie idzie szybko. Pierwsze zdolności wojska medyczne osiągną w styczniu - wtedy de facto rozpocznie się ich formowanie.

Wóz ewakuacji medycznej na podwoziu kołowego transportera opancerzonego Rosomak Fot. Materiały prasowe / ZOOM MON / st. kpr. Sławomir Kozioł/18 DZ
Wóz ewakuacji medycznej na podwoziu kołowego transportera opancerzonego Rosomak Fot. Materiały prasowe / ZOOM MON / st. kpr. Sławomir Kozioł/18 DZ

Co to znaczy pierwsze zdolności?

- Docelowo w każdym województwie powstanie rejon zabezpieczenia medycznego, a na jego czele będzie stał szef mianowany przez dowódcę Wojsk Medycznych. Naszym celem jest, żeby w każdym województwie działał szpital pod nadzorem MON. Dziś tak nie jest - mamy dziewięć szpitali wojskowych, ale brakuje ich m.in. na Podkarpaciu i w województwie łódzkim. W Łodzi na szczęście mamy silnego partnera w postaci szpitala MSWiA.

Tymczasem w Łodzi resort chce odtworzyć Wojskową Akademię Medyczną.

- Są tam możliwości kooperacji albo uczynienia jednego ze szpitali, który tam istnieje, szpitalem wojskowym. Będzie się to działo w ciągu najbliższych miesięcy.

Jeżeli Dowództwo Wojsk Medycznych będzie pełniło rolę zbliżoną do dowództwa operacyjnego - czyli odpowiadało za medycynę w wojskach operacyjnych - to odtworzona Wojskowa Akademia Medyczna będzie odpowiednikiem dowództwa generalnego, skupionego na szkoleniu. Będzie "matką" dla wszystkich form kształcenia lekarzy w Wojsku Polskim.

Chcemy, żeby Wojskowy Instytut Medyczny przy Szaserów i Uniwersytet Warszawski pełniły rolę wiodącą w zakresie szkolenia specjalistycznego. Planujemy też współpracę z Uniwersytetem Jagiellońskim i innymi ośrodkami akademickimi. Jednocześnie chcemy wykorzystać program SAFE - elementy medycyny pola walki zostaną zgłoszone właśnie w tym kontekście, szczególnie z myślą o wschodniej i północnej granicy. Wybrane szpitale będą wyposażane w odpowiedni sprzęt, tak aby w razie zagrożenia mogły natychmiast podjąć zadania.

Dlaczego Dowództwo Wojsk Medycznych powstaje akurat w Krakowie?

- Od wielu lat rozprasza się dowództwa w Polsce. Mamy na przykład Inspektorat Wsparcia Sił Zbrojnych w Bydgoszczy.

Został utworzony w 2006 roku decyzją ministra Radosława Sikorskiego akurat w jego okręgu wyborczym. Z Krakowa pochodzi natomiast Władysław Kosiniak-Kamysz.

- Uważam, że dowództwa trzeba rozpraszać. Mamy kilkanaście dużych miast. Nie wszystko może być i nie wszystko powinno być w Warszawie.

Niedawno posłów opozycji na jednej z podkomisji zdziwiła informacja, że stacjonarne szpitale wojskowe nie będą w wojskach medycznych.

- Wojska Medyczne dopiero rozpoczęły formowanie struktury. Ustaliliśmy, że kiedy będą gotowe, przejdą pod Sztab Generalny WP i będą stopniowo przejmowały większą odpowiedzialność. Przekazanie kontroli nad szpitalami jednostce, która dopiero powstaje, byłoby po prostu nieracjonalne. Ta koncepcja będzie ewoluować - mamy to zapisane w dokumentach. Być może na końcu także szpitale trafią pod Dowództwo Wojsk Medycznych.

Dziś stacjonarne szpitale wojskowe przede wszystkim realizują kontrakty Narodowego Funduszu Zdrowia, więc de facto funkcjonują jak placówki cywilne, tyle że zarządzane przez wojsko.

Od 90 do 100 procent kadry w szpitalach wojskowych to cywile.

- Do 98 procent. Był nawet szpital wojskowy z jednym lekarzem w mundurze. Dlatego rozpoczęliśmy reformę wojskowej medycyny. Przez lata przekazywano te kompetencje do systemu cywilnego lub je wygaszano, co doprowadziło do sytuacji, w której szpitale wojskowe często funkcjonują jak cywilne placówki, a w niektórych regionach w ogóle ich brakuje. To wymaga uporządkowania.

Tworzeniu wojsk medycznych towarzyszą deklaracje, że wzorujecie się na Wojskach Obrony Cyberprzestrzeni. Tymczasem cyberwojska zaczynały od podkreślania, że mają do zaoferowania atrakcyjną służbę i ciekawe wyzwania, z którymi nie można zmierzyć się w cywilu. Natomiast wojska medyczne zaczynają od czegoś, co nazwał Pan nabieraniem masy – od etatów, struktur, stanowisk. Nie za dużo biurokracji?

- Przede wszystkim traktujemy to jako budowę całościowego systemu. Budujemy Wojskową Akademię Medyczną, rozwijamy Wojskowe Centrum Kształcenia Medycznego w Łodzi i wyciągamy wnioski z pola walki w Ukrainie. To ma być spójna struktura, której dziś Polska naprawdę potrzebuje i która zapewni gotowość w sytuacji zagrożenia.

W Polsce wciąż funkcjonuje przekonanie, że w sytuacji zagrożenia do dyrektora szpitala, dajmy na to w Hajnówce, zgłosi się oficer, przedstawi legitymację i wręczy zakurzoną kopertę z pieczęcią, w której szczegółowo opisano, co należy robić. To jest fikcja, w której żyje wiele osób - tak to nie działa i nigdy tak nie działało. Ćwicz tak jak walczysz. Trzeba ćwiczyć procedury i je znać.

Dlatego reformujemy system wojskowej medycyny - po to, by faktycznie dysponować zdolnościami medycznymi na potrzeby sił zbrojnych, a w razie konieczności również do zabezpieczenia rezerw - a mówimy o setkach tysięcy ludzi.

- Sama idea europejskiego muru dronowego - choć ciekawa i słuszna - na ten moment nie zapewnia konkretnych narzędzi. Czekamy na te narzędzia - mówi WNP Cezary Tomczyk. Fot: Paweł Supernak / PAP
- Sama idea europejskiego muru dronowego - choć ciekawa i słuszna - na ten moment nie zapewnia konkretnych narzędzi. Czekamy na te narzędzia - mówi WNP Cezary Tomczyk. Fot: Paweł Supernak / PAP
"Myśleliśmy, że mamy trzy szpitale polowe, tymczasem...". RARS ma iść na zakupy

Jakie wnioski wyciągamy z wojny rosyjsko-ukraińskiej? Przy okazji ogłoszenia, że powstaje Dowództwo Wojsk Medycznych, minister Kosiniak-Kamysz wręczył awans do stopnia kapitana rezerwy Damianowi Dudzie, polskiemu medykowi pola walki, który ratuje ukraińskich żołnierzy.

- Kiedy pierwszy raz zorganizowaliśmy spotkanie pana kapitana z niemal wszystkimi osobami odpowiedzialnymi za służbę zdrowia w wojsku, wiele z nich było w autentycznym szoku po obejrzeniu kilku godzin nagrań z okopów na Ukrainie. Współczesne pole walki zmieniło się diametralnie - a my musimy całkowicie zmienić sposób myślenia o medycynie wojskowej. To nie może być system biurokratyczny, oderwany od realiów. Musi być oparty na rzeczywistych doświadczeniach, sprawdzonych procedurach i przygotowanych ludziach.

Trzeba odejść od mitu "zakurzonej koperty", w której rzekomo znajdują się wszystkie odpowiedzi na czas wojny. Albo regularnie trenujemy, wdrażamy praktyczne rozwiązania, a ludzie dokładnie wiedzą, co mają robić w warunkach zagrożenia - albo po prostu tego nie zrobią.

Do jakiego stanu chce Pan dojść w wojskach medycznych na koniec kadencji?

- Chciałbym, abyśmy osiągnęli w medycynie pola walki zdolności porównywalne z tymi, które zbudowaliśmy wspólnie z Dowództwem Komponentu Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni. Proces tworzenia tamtych zdolności rozpoczął się de facto już w 2013 roku, wraz z powstaniem Narodowego Centrum Kryptologii, i przez lata udało się wypracować kompetencje, o które dziś wiele państw nas pyta i które im imponują. Bardzo bym chciał, żeby w przypadku wojsk medycznych było podobnie - żeby to inni przyjeżdżali do nas się szkolić, a nie my jeździli po świecie uczyć się od kogoś innego.

Uważam, że mamy do tego wszystko: wybitnych lekarzy, ogromne doświadczenie oraz mechanizmy szkoleniowe - sami szkolimy Ukraińców, a równocześnie do nas przyjeżdżają instruktorzy z Ukrainy, którzy przekazują bezpośrednio swoje doświadczenia. Na czele Ministerstwa Obrony Narodowej stoi lekarz, który przywiązuje wielką wagę do spraw związanych z wojskową medycyną, Wojskową Akademią Medyczną i całym systemem szkolenia.

Zawody taktycznego ratownictwa medycznego MIL MED CHALLENGE. Na zdjęciu edycja z 2023 roku. Fot. Materiały prasowe / ZOOM MON / st. szer. spec. Monika Woroniecka/15 BZ
Zawody taktycznego ratownictwa medycznego MIL MED CHALLENGE. Na zdjęciu edycja z 2023 roku. Fot. Materiały prasowe / ZOOM MON / st. szer. spec. Monika Woroniecka/15 BZ

Moim celem jest, by za dwa lata móc powiedzieć, że reformy wojsk medycznych doprowadziły do przełomu także w szpitalnictwie cywilnym - że dyrektorzy szpitali, personel i wszystkie podmioty wiedzą, jakie mają miejsce i zadania w narodowym systemie zabezpieczenia medycznego. Chcę, żeby nasz model stał się wzorem i żeby to Polska była miejscem, dokąd inni przyjeżdżają się uczyć.

Dotychczasowe doświadczenia na to nie wskazują, prawda?

- Gdy we wrześniu 2024 roku przyszło do postawienia szpitala polowego w Nysie podczas powodzi, na papierze mieliśmy trzy szpitale polowe. Wydawało się więc, że to będzie proste zadanie. Tymczasem okazało się, że brakuje podstawowych elementów: nie było jasno opisanych procedur, nie było możliwości szybkiej kontraktacji z NFZ - co jest kluczowe choćby po to, by móc wypisywać ludziom recepty - nie było też trybu, który pozwoliłby od razu zatrudnić personel ze szpitala stacjonarnego w Nysie, ani wystarczającego zaplecza logistycznego po stronie wojska, żeby taki szpital postawić z marszu.

W praktyce ten szpital trzeba było złożyć z elementów rozproszonych po całym kraju. Tylko dzięki ogromnej determinacji i pracy wojska udało się go zorganizować i postawić w ciągu 24 godzin. To doświadczenie było dla mnie bardzo ważne. Pokazało, że na papierze mamy trzy szpitale, a w realnej sytuacji mamy pół. Pokazało też, że zdolności ewakuacji medycznej formalnie są w wielu różnych jednostkach, ale w praktyce trzeba je zbierać z różnych miejsc i one nie działają jako jeden organizm.

Właśnie wtedy zapadła decyzja, że to wojska medyczne będą odpowiedzialne za pełne kształtowanie, przygotowanie i rozwijanie szpitali polowych - tak, aby w sytuacji realnego zagrożenia wszystko działało natychmiast i bez improwizacji.

Robimy coś, żeby mieć więcej niż pół szpitala polowego?

- Uzgodniliśmy z Rządową Agencją Rezerw Strategicznych, że w przyszłym roku przeznaczymy kilkaset milionów złotych na zakup nowoczesnych szpitali polowych - a dokładniej pełnego wyposażenia, które umożliwi ich szybkie rozwinięcie i natychmiastowe użycie przez wojsko.

Na koniec, czy 11 listopada powinniśmy się spodziewać nominacji generalskich w wojsku?

- Tradycyjnie 11 listopada prezydent wręcza nominacje generalskie. Mam nadzieję, że również w tym roku ta praktyka zostanie podtrzymana.

wnp.pl

wnp.pl

Podobne wiadomości

Wszystkie wiadomości
Animated ArrowAnimated ArrowAnimated Arrow