Czy można oczekiwać prywatności w miejscu publicznym? Saga Coldplay o pocałunku i kamerze nabiera rozpędu

NOWY JORK -- Kiedy kamera „KissCam” na koncercie Coldplay zarejestrowała parę, która próbowała (bezskutecznie) uciec od blasku fleszy, internet natychmiast zareagował.
W ciągu kilku godzin nagranie pojawiło się niemal wszędzie. Niekończące się memy, parodie filmowe i zdjęcia zszokowanych twarzy pary zapełniły media społecznościowe. Internetowi detektywi pospieszyli z identyfikacją osób na nagraniu. Firma Astronomer, zajmująca się sztuczną inteligencją i oprogramowaniem, ostatecznie potwierdziła, że jej prezes i dyrektor ds. personalnych to właśnie para z nagrania – i ogłosiła rezygnację prezesa w weekend .
Konsekwencje tego incydentu wywołały oczywiście dyskusje na temat etyki biznesu, odpowiedzialności korporacyjnej i konsekwencji, jakie mogą powodować konflikty interesów wśród kadry kierowniczej. W naszym coraz bardziej zinternetyzowanym świecie pojawiają się jednak również szersze implikacje – chodzi o potencjalną widoczność wszędzie, gdzie się znajdujemy, lub śledzenie za pomocą „monitoringu w mediach społecznościowych”. Eksperci twierdzą, że coraz częściej momenty, które miały być prywatne lub przynajmniej zarezerwowane dla jednego miejsca fizycznego, trafiają do sieci, a nawet zyskują globalny zasięg.
Czy zatem w dobie błyskawicznego udostępniania treści w mediach społecznościowych i gdy kamery są praktycznie nieuniknione, przebywanie w miejscu publicznym daje jeszcze jakiekolwiek prawo do prywatności? Czy każde doświadczenie jest po prostu pożywką dla świata?
Nie jest tajemnicą, że kamery filmują obecnie znaczną część naszego życia.
Od systemów monitoringu CCTV po dzwonki do drzwi Ring, firmy, szkoły i sąsiedztwa korzystają z całodobowego monitoringu wideo. Obiekty sportowe i koncertowe również od lat filmują kibiców, często prezentując im zabawne fragmenty interakcji z publicznością. Krótko mówiąc, widz na miejscu staje się częścią produktu – i centrum uwagi.
Oczywiście, użytkownicy mogą nagrywać niemal wszystko, jeśli tylko mają w kieszeni smartfon. Jeśli nagranie okaże się atrakcyjne dla innych użytkowników mediów społecznościowych, może szybko rozprzestrzenić się w cyberprzestrzeni.
Ellis Cashmore, autor książki „Celebrity Culture”, sugeruje, że gwałtowny wzrost popularności zeszłotygodniowego wydarzenia KissCam prawdopodobnie odpowiada na pytanie, które wielu zadaje sobie od lat: „Czy życie prywatne nadal jest takie, jakie było? Odpowiedź brzmi oczywiście, że nie ma już czegoś takiego jak życie prywatne” – zauważa. „Z pewnością nie w tradycyjnym rozumieniu tego terminu”.
„Nie jestem pewna, czy możemy zakładać prywatność na koncercie z setkami innych osób” – dodaje Mary Angela Bock, adiunkt w Szkole Dziennikarstwa i Mediów Uniwersytetu Teksańskiego w Austin. „Nie możemy już zakładać prywatności na ulicy”.
KissCam w różnych wersjach od dawna jest nieodłącznym elementem dużych wydarzeń – od przerw w grze podczas meczów sportowych po romantyczne piosenki grane przez artystów na koncertach. Łatwo to przeoczyć, ale większość obiektów ma tabliczki informujące publiczność o możliwości filmowania podczas wydarzenia. Eksperci zauważają, że w ostatnich latach nastąpiła zmiana, ponieważ te momenty mogą szybko przenieść się poza fizyczną przestrzeń, w której się rozgrywają.
Nie ogranicza się to tylko do tego, co widać na telebimie. Czasami wystarczy jedna osoba z tłumu, żeby uchwycić jakąś interakcję telefonem i opublikować nagranie w internecie – skąd może ono obiec cały świat.
„To nie tylko kamera”, mówi Bock. „To system dystrybucji jest niesamowity i nowy”.
Następnie pojawia się drugi krąg ekspozycji — dzieje się to po rozpowszechnieniu się filmu lub zdjęć.
Eksperci wskazują na coraz częstsze przypadki, gdy użytkownicy mediów społecznościowych spieszą się z publicznym ujawnianiem tożsamości osób uchwyconych na zdjęciach – podobnie jak internet szybko zaangażował się w odnajdywanie osób zaangażowanych w moment z Coldplay. Strony LinkedIn należące zarówno do byłego prezesa, jak i dyrektora ds. personalnych Astronomera pozostały w poniedziałek nieaktywne, a Associated Press nie udało się skontaktować z żadną z nich w celu uzyskania komentarza.
Ale nie dotyczy to wyłącznie kadry kierowniczej firm. Poza tym, że ktoś po prostu zauważy znajomą twarz i rozpowszechni ją, postęp technologiczny – w tym sztuczna inteligencja – sprawił, że znalezienie praktycznie każdej osoby w poście online stało się łatwiejsze i szybsze. Eksperci ostrzegają, że może się to zdarzyć w przypadku filmów i zdjęć udostępnianych codziennie w mediach społecznościowych, nawet jeśli nie staną się one viralem.
„To trochę niepokojące, jak łatwo można nas zidentyfikować za pomocą danych biometrycznych, jak nasze twarze pojawiają się w internecie, jak media społecznościowe mogą nas śledzić – i jak internet zmienił się z miejsca interakcji w gigantyczny system nadzoru” – mówi Bock. „Kiedy się nad tym zastanowić, jesteśmy obserwowani przez nasze media społecznościowe. Śledzą nas w zamian za dostarczanie nam rozrywki”.
Oczywiście, takie momenty mogą również dotknąć osoby, które nie były bezpośrednio uwiecznione na zdjęciach. Choć dziś łatwo jest zostać zidentyfikowanym w sieci, internet jest znany z tego, że nie zawsze jest w stanie wskazać właściwą osobę i nie zawsze trafia w sedno. To czasami prowadzi do nękania osób, które nie są w to bezpośrednio zaangażowane.
Na przykład, podczas zeszłotygodniowego koncertu Coldplay, wielu użytkowników mediów społecznościowych spekulowało, że trzecia osoba widziana w pobliżu dwójki uchwyconej na kamerze to inna pracownica Astronomera – co doprowadziło do lawiny postów wymierzonych w nią. Firma potwierdziła jednak później, że nie była obecna na wydarzeniu i stwierdziła, że na nagraniu krążącym w sieci nie widać innych pracowników.
W dobie obecnej, viralowej, „możemy rozmawiać o tym, co jest dobre, a co złe, i czy na to zasłużyliśmy” – mówi Alison Taylor, adiunkt kliniczny w Stern School of Business na Uniwersytecie Nowojorskim. Mimo to, „to bardzo przerażające, że w internecie można spotkać się z wieloma nadużyciami i nękaniem” – zauważa Taylor. „Za tym stoją prawdziwi ludzie”.
Trudno uwierzyć, że tego typu viralowe momenty kiedykolwiek przeminą – i niewiele jest prawnych ograniczeń, które zabraniałyby użytkownikom szerokiego udostępniania w internecie nagrań z interakcji zarejestrowanych z koncertów i imprez ulicznych. Jednak na poziomie indywidualnym, jak twierdzi Bock, pomocne może być „pomyślenie, zanim się coś udostępni” i zastanowienie się, czy coś jest rzeczywiście prawdziwe.
„Media społecznościowe bardzo się zmieniły” – mówi Bock. „Ale my, jako społeczeństwo, tak naprawdę nie nadążamy za technologią pod względem etyki i etykiety”.
___
W przygotowaniu tego reportażu przyczynili się dziennikarze Associated Press Hilary Fox i Kelvin Chan.
ABC News