Tak giganci przejmują po cichu władzę. Pogłębia się groźne zjawisko

- Czy można prowadzić biznes bez usług big techów? Zdaniem Sylwii Czubkowskiej, autorki książki "Bóg techy", to trudne. A wielkie spółki celowo doprowadziły do takiej sytuacji.
- Firmy technologiczne budują wpływy przez m.in. relacje z decydentami i przejmowanie mniejszych konkurentów, by wygasić ich produkty.
- Rozmówczyni WNP przekonuje, że mimo wszystko warto szukać alternatyw, zwłaszcza dla usług chmurowych czy sztucznej inteligencji, gdzie wielkie firmy nie mają jeszcze pełnej dominacji.
- Czubkowska ostrzega, że dziś duże firmy inwestują w szkolenia dotyczące umiejętności AI, by taką przewagę zdobyć. Mechanizm jest prosty: przyzwyczaić do "darmowych" narzędzi, by ochłodzić zapał do poszukiwania innych rozwiązań.
Jakiego systemu operacyjnego używasz?
- Zależy gdzie. Na komputerze jestem na iOS, na telefonie mam Androida.
Jak to jest, że dziennikarka, która napisała książkę o dominacji firm technologicznych, korzysta z ich systemów?
- Bo ciężko się od nich uwolnić. Mam nawet w podsumowaniu książki eksperyment, w którym próbowałam całkowicie odłączyć się od usług i produktów big techów.
Okazało się, że utrudniło mi to pracę do tego stopnia, że musiałam go przerwać. Bez produktów i usług big techów na stole nie zostaje zbyt wiele opcji. Można oczywiście kupić sobie jakiegoś "dumb phone’a", ale w pracy po prostu muszę mieć wydajny i sprawny sprzęt, który obsługuje używane przeze mnie programy.
Kiedy zaczynałam pisać książkę, wydawało mi się, że można się jakoś się odciąć od tych ekosystemów. Dziś wiem, że to próba skazana na porażkę.
Jak uniezależnić się od usług big techów w codziennym życiu?Koniec gry?
- Właśnie nie. Zawsze można szukać zamienników dla części rozwiązań, rezygnować z tych, które nie są nam tak naprawdę potrzebne.
Z czego ty zrezygnowałaś?
- Z tej części, która nie służy mi do pracy. Przycięłam na przykład platformy streamingowe, bo zauważyłam, że większym problemem stały się dla mnie streamingi niż social media.
Spędzałam w nich coraz więcej czasu i zorientowałam się, że to dla mnie sposób na leczenie smutku czy zmęczenia – oglądanie odcinka za odcinkiem. Miałam pięć czy sześć platform, a i tak ciągle byłam niezadowolona, bo nic w nich nie było. Dzisiaj zostały mi dwa serwisy, z tego jeden jest w gratisie w umowie z moim operatorem sieci internetowej. Z drugim trudno mi się rozstać, ale z powodów niezwiązanych z jego zawartością.
Co masz na myśli?
- Chodzi o to, że ta usługa jest powiązana z Amazonem, który mocno wykorzystuję do zakupu książek za granicą. To jeden z tych sposobów, w których big techy zamykają użytkowników w swoich ekosystemach. Amazon oferuje, że kiedy użytkownik wejdzie do ich usługi Prime, nie tylko zyska seriale, ale też darmową dostawę ze sklepu. Sklep natomiast jest sprawnie zorganizowany, bo załatwia za użytkownika proces płacenia cła, kiedy zamawia się spoza Europy.
Natomiast znalazłam dwie alternatywne księgarnie. Złożyłam zamówienia kilka dni temu i czekam na dostawy. Jak się wszystko uda, zrezygnuję z Amazona.
Jak powstawały monopole cyfrowe największych spółek technologicznych?Jak do tego doszło, że ciężko jest znaleźć alternatywy?
- Ja uważam, że to jest celowe działanie. Ciągle wydaje nam się, że mamy ogromny wybór usług i możliwości, ale w rzeczywistości on jest bardzo mocno zawężony. Systemy operacyjne telefonów? Na Zachodzie używane są dwa. Jeszcze gorzej jest z obrotem dokumentami w firmie czy instytucji. Firmy tworzą ze swoich usług ogrody z wysokimi płotami, w których użytkownicy może i czują się dobrze, ale wejście do nich jest pilnie strzeżone. Podobnie jak wyjście. W ten sposób pogłębia się zjawisko oligopolizacji rynku cyfrowego.
A jak wyglądał proces dochodzenia do tego? Przecież nie od razu pakiet usług był tak ograniczony.
Firmy, które stoją za tymi usługami, zbudowały potęgę finansową, więc mają ogromne środki na inwestycje, na przejmowanie rynków. Dodatkowo budują taką atmosferę wokół swoich produktów, że wydaje się, że cała reszta alternatyw jest słaba, niewygodna, że poszukiwanie alternatyw to wyważanie otwartych drzwi. Nie chcesz naszych produktów, to jesteś luddystą.
Tyle że zamknięte ekosystemy ograniczają innowacyjność. I to też jest celowa polityka – liczba aplikacji, które zamknął Microsoft, doczekała się legendy. Ostatnio taki los spotkał np. Skype. Dlaczego Microsoftowi się nie opłacało rozwijać Skype'a, a opłaciło mu się wprowadzić MS Teamsy?
Dlaczego?
- Bardzo dużo mówi historia Slacka, którą opisuję trochę w książce. Powstał przypadkiem, był odpryskiem zupełnie innego projektu, który prowadził młody startup produkujący gry online. Zespoły, które pracowały w kilku różnych miastach w Kanadzie i w Stanach, musiały się ze sobą komunikować, kontaktować. Wewnętrzny komunikator okazał się świetnym systemem do współpracy zdalnej niewielkich zespołów, działających elastycznie grup.
Usługa zaczęła bardzo szybko rosnąć, ale wtedy Microsoft wprowadził Teams, łącząc je od razu z oprogramowaniem, chmurą, Azure. W takim momencie nie ma szans, by mniejsza firma, która wcześniej nawet miała sukcesy, mogła osiągnąć jakąś większą skalę rynkową.
Slack jednak nieco się wyłamał.
- Tak, bo poszedł na skargę do Komisji Europejskiej, chociaż jest firmą amerykańską. Doszedł do wniosku, że ma większą szansę w Unii Europejskiej na to, żeby zawalczyć o swoje. Prawidłowość jest jednak taka, że duzi są coraz więksi, bo już mają zbudowaną masę i są w stanie wdrażać rozwiązania dużo szybciej. Mniejsi starają się dokonywać wyłomów, ale dosyć szybko trafiają na ściany, więc łączą się z największymi albo są przez nich kupowani.
Ale to właśnie te mniejsze przedsiębiorstwa są źródłami innowacji.
Jak usunąć preinstalowane apki ze smartfona? To celowo bardzo trudneCo jeszcze robią firmy, by zamknąć nas w swoich ekosystemach?
- Na przykład w telefonach, które kupujemy, mamy zainstalowane aplikacje. Pozbycie się ich jest bardzo trudne. Preinstalowanie wyszukiwarki to zresztą jeden z powodów, dla których w USA wszczęto postępowanie antymonopolowe wobec Google. Nie uważam, że ludzie powinni być zmuszani do tego, by wkładali tak dużo wysiłku, żeby wyjrzeć za płot. To powinno być po prostu łatwiejsze.
Kiedyś nie można było otworzyć plików z Worda w innym programie.
- I dziś nikt sobie tego nie wyobraża. Interoperacyjność między programami też została wymuszona. I nadal nie działa idealnie. Przy książce współpracowałam z redaktorami, którzy pracowali na innych programach niż ja i nie było łatwo zachować wszystkie komentarze i uwagi.
Do tego, by wymuszać współpracę między ekosystemami, potrzebne są nam regulacje. Inaczej firmy zrobią wszystko, by nie wypuszczać swoich konsumentów.
Jak odciąć się od ekosystemów cyfrowych gigantów? Dla firm to bardzo trudneFirmy zarabiają na tym, byś używając ich e-maila, zaczął płacić też za chmurę. A przy okazji zostawią sobie też dane, czyli uczą się o zachowaniach konsumenckich. Jesteś coraz doskonalej przebadanym produktem sprzedażowym. Chodzi o to, żeby jak najwięcej zarobić.
Rozmawiamy o konsumentach. Ale czy w sytuacji, w której prowadzisz firmę, można się wyplątać z oferowanego przez nie ekosystemu?
- Jest strasznie trudno. Rozmawiałam z wieloma osobami decyzyjnymi w przedsiębiorstwach. Zwracały uwagę, że trzeba byłoby narzucić czasami bardzo dużej grupie pracowników jakieś drastyczne decyzje związane z ich codziennym funkcjonowaniem. Oczywiście byłoby to do zrobienia, ale to ogromne koszty operacyjne dla firmy – na przykład powiązane z czasowym spadkiem wydajności zespołu.
Ale o ile nie trzeba się wyplątywać z Excela, może warto pomyśleć o dywersyfikacji usług chmurowych. Albo wprowadzanych właśnie narzędzi AI? Big techy wiedzą, że nie mają tu całkowitej przewagi i robią wszystko, by ją uzyskać.
Na przykład?
Szkolenia. Wielkie firmy nieustannie organizują szkolenia z chmury czy AI. Jestem przekonana, że są naprawdę świetne. Tyle że służą też do tego, by przekonać ludzi do jednego produktu. Potem nikt sobie nie zadaje pytania, czy firma może skorzystać z innego narzędzia, bo przecież tak świetnie zespół jest przeszkolony z jednego.
Polskie firmy, z którymi rozmawiam, mówią, że mogłyby budować konkurencję wobec np. hyperscalerów chmurowych. Tyle że nie dostają zamówień.
- Oczywiście – potrzebują współpracy z konkretnymi podmiotami, żeby mogli się skalować. Natomiast ja też rozumiem przedsiębiorców, którzy wybierają big techy, bo mają usługi chmurowe wystandaryzowane na całym świecie, międzynarodową sieć centrów danych, duże budżety na ochronę bezpieczeństwa.
Pamiętam jak firmie, na której hostowaliśmy z zespołem stronę projektu, spłonęło centrum danych. Zupełnie wycięło nas wtedy z Google, bo algorytm nie pytał, dlaczego nas nie było. Po prostu obciął nam zasięg. Natomiast z drugiej strony coraz ważniejszy dla firm będzie też inny aspekt – to kto ma dostęp do ich danych.

A to kwestia prawa, które obowiązuje firmy.
- Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że o nasze dane może upomnieć się rząd Chin. Ale pozwalają sobie na to także Amerykanie – to efekt wprowadzenia Cloud Act. W zamyśle ma ochronę bezpieczeństwa amerykańskiego, ale skutek może być taki, że firmy będą reagować na żądania administracji amerykańskiej w taki sposób, który niekoniecznie będzie osobom, firmom, instytucjom, państwom przechowującym dane na ich centrach danych zapewniał bezpieczeństwo przechowywania tych danych.
Rok temu jeszcze byłabym spokojniejsza, ale dzisiaj jakoś mniej mnie przekonuje taka labilność tych firm.
Na przykład blokowanie mejli sędziów Trybunału Haskiego?
- Nie ma dowodów, że Microsoft zrobił to specjalnie, ale firma niespecjalnie zaprzecza. Sytuacja jest bez precedensu - kilka tygodni temu poczta mailowa sędziów w Trybunale Haskim nagle została wyłączona. Było to tuż po tym, jak Donald Trump krytycznie wypowiadał się o trybunale.
I ja nie jestem już im w stanie za bardzo zaufać, że będą stawiały na pierwszym miejscu praworządność państw, w których funkcjonują, ponad własne interesy.
Tu wracamy do tego, co można zrobić, żeby uwolnić się od władzy wielkich firm.
- Nie zwalałabym tutaj całej odpowiedzialności na przedsiębiorców, bo oni działają w logice wyliczeń budżetowych. Ale dużo pola mogą odzyskać instytucje publiczne w Europie. Dania, poszczególne landy w Niemczech, Lyon we Francji szykują się do rezygnacji z usług big techów. Część z nich szykowała własne usługi – świetny przykład jest w Poczdamie, gdzie kooperacja landu, czyli samorządu, z prywatnymi instytucjami spowodowała wypracowanie własnej chmury dla edukacji.
Edukacja w ogóle jest procesem, od którego możemy zacząć, próbować odbudować prawdziwą suwerenność. Ponieważ ona nie jest scyfryzowana, to jest moment, w którym możemy budować od nowa, inwestować też w kompetencje. Bo inwestycja w zasoby ludzkie jest cenniejsza niż inwestycja w licencje.
Jak zacząć budować cyfrową suwerenność? Najlepiej od administracji państwowejAdministracja powinna dać przykład?
- Tak, myślę, że tak. I wypracować dobre praktyki. Oczywiście że w tym procesie będą niepowodzenia, będą wpadki, będą ludzie pisać w socialach jak to jest beznadziejne. Ale dokładnie tak samo było z mObywatelem czy Indywidualnym Kontem Pacjenta. To wymagało ileś czasu i pracy.
To w wywiadzie dla Ciebie Magdalena Dziewguć z Google mówiła, że po co mamy wyważać drzwi i oni nam scyfryzują służbę zdrowia. No ja dziękuję. Wolałabym, żeby to państwo zainwestowało w cyfryzację, bo nie tylko rozwiąże jakieś konkretne problemy, ale też się czegoś nauczy.
Ale czy mówienie takich rzeczy to nie jest po prostu praca lobbystów? Których zresztą nazywasz w swojej książce wprost. Bo zwykle robią wszystko, by tylko uniknąć tego słowa.
- Rzeczywiście. Poświęcam lobbystom część książki, spotkałam bardzo wiele osób w czasie mojej drogi zawodowej. Dla części osób to jest po prostu praca. Innymi kieruje przywiązanie do organizacji, w której przepracowali po kilkanaście lat. Część z nich nie dopuszcza do siebie, jak naprawdę działają te firmy i jakie są skutki ich rozwoju, zamykają się w oblężonych twierdzach. Jest też jeszcze jedno – oni tam świetnie zarabiają.
Są skuteczni, bo kreują wokół siebie świetną atmosferę, funkcjonują w środowiskach z szerokim wpływem – politycznym, biznesowym. Budują sobie sieci kontaktów, dbają o to, by wśród znajomych byli wysoko postawieni urzędnicy.
To wystarczy?
- Jak już jesteś osobą w odpowiednim miejscu, to okazuje się, że masz też budżety, które można wykorzystać na cele edukacyjne, społeczne, masz świetne relacje, z których można skorzystać, żeby pomóc sobie w karierze.
Charakterystyczne jest to, że pracują bardzo fajni ludzie. Że potrafią się świetnie wtopić w te środowiska, w których działają, rozumieć je, zaprzyjaźnić się. Ja sama widzę też po latach, że to, co czasami brałam za objawy bycia miłą dla mnie, to była po prostu gra.
Łatwo jest w to wpaść – obojętnie, czy jesteś dziennikarzem, politykiem, pracujesz w NGO czy firmie. Bardzo łatwo się pogubić i zacząć działać tak, jak oni by tego chcieli.
wnp.pl